Czas łapania świń

„Zawsze będzie biegła nowa świnia przez wieś” – to stare powiedzenie, które wpadło mi w ucho, zdaje się mieć zastosowanie również do świata win. Nie dłużej niż dwa dni temu przeczytałem artykuł, w którym zaproponowano termin post-natural winemaker jako następną the next big thing w winie. Szybko, prawda? A mnie się zdawało, że dopiero niedawno zaczęliśmy oswajać się z myślą, że wina naturalne zostaną z nami jako stały element winiarskiego krajobrazu.

Świat, obojętny na nasze postrzeganie jego galopu, nie zatrzymuje się – podobnie jak rosnące zainteresowanie polskim winem. I choć porównanie polskiego wina do świni może brzmieć nieco abstrakcyjnie, nie jest to obelga ani dla świni, ani dla polskiego wina. Wręcz przeciwnie.

Polskie wino nabiera rozpędu, co widać po nieustannie rosnącej liczbie polskich winiarni, wydarzeń z nim związanych oraz jego obecności w kartach win, od wine barów po restauracje z gwiazdkami Michelin. Nabrawszy rozpędu, choć jeszcze nie wykorzystując pełnego potencjału, ma szansę biec tak szybko, że zniknie nam z horyzontu – i tyle je widzieliśmy. A to, moim zdaniem, byłoby zjawisko smutne, zwłaszcza dla obecnych 583 producentów w kraju nad Wisłą. Warto więc należycie zaopiekować się naszą szybkobieżną koleżanką, nie zatrzymując jej, ale nadając jej właściwy kierunek.

Polska branża winiarska nie jest już ciekawostką czy eksperymentem. To prężnie rozwijający się, choć nadal mały w skali Europy, region, który dojrzał do promocji z prawdziwego zdarzenia, w tym stworzenia oznaczeń geograficznych. I proszę, litości, nie rozważajmy tematu w kategoriach: czy polskie wino na to „zasługuje” albo czy nie jest jeszcze „zbyt wcześnie”.

Jeśli chcemy, by obecność win wysokiej jakości w Polsce przestała być zjawiskiem incydentalnym, warto wykorzystać siłę pędu i ukierunkować ją. Potencjalnych kandydatów na pierwsze regiony z oznaczeniami geograficznymi znajdziemy coraz więcej, na przykład: Wzgórza Trzebnickie, Małopolski Przełom Wisły czy okolice Zielonej Góry. Któryś musi być pierwszy i coś czuję, że grono to szybko powiększyłoby się do kilku, jeśli tylko pojawiłaby się grupa winiarzy, która zrobi pierwszy krok.

To nie tylko pomoże w utrzymaniu standardów, ale również zwiększy rozpoznawalność polskich win na rynku krajowym i międzynarodowym. Łatwiej będzie powiedzieć: „Hej, my tu robimy wino w Polsce!”. Taki komunikat, skierowany zarówno na rynek międzynarodowy, jak i wewnętrzny, niesie ze sobą szereg korzyści. Rozpoznawalność na mapie regionów winiarskich i zwrócenie uwagi to jedno, a w przyszłości możliwość stworzenia warunków wyjściowych do pomocy w przypadku poważnych problemów, takich jak mrozy, to drugie. Oznaczenia geograficzne mogą również pomóc w: budowaniu marki regionalnej, podkreśleniu unikatowych cech siedlisk i win oraz rozwojowi enoturystyki.

Jeśli nie podejmiemy zdecydowanych kroków, entuzjazm wobec polskiego wina może szybko osłabnąć. Oczywiście jestem pewien, że polskie wino, lepiej lub gorzej, poradzi sobie bez pracy nad oznaczeniami geograficznymi – nie jest to zagrożenie egzystencjalne a raczej ryzyko niewykorzystania momentu, sprzyjających warunków i pełni potencjału.

Jeśli zaniechamy działań, to z emocji i wzruszeń spowodowanych sukcesami naszych winiarzy może pozostać jedynie wzruszenie ramion. Nim machina ruszy, wymagania zostaną spełnione, a wnioski należycie wypełnione i złożone, my, konsumenci, możemy zrobić całkiem dużo już dziś. Na przykład odwiedzać lokalne winiarnie i uczestniczyć w degustacjach, oferując szczerą opinię (to bardzo ważne), dzielić się informacjami i odkryciami o polskich winach w mediach społecznościowych i wreszcie wspierać festiwale, wydarzenia oraz konkursy win polskich.

Razem możemy sprawić, że polskie wino pomaszeruje w kierunku nowej jakości i rozpoznawalności, a nie, jak w ckliwym westernie, ku zachodzącemu słońcu, oddalając się z pola naszej uwagi i swojego potencjału.

Fot. Thomas Thompson / Unsplash

Importer wina i pomysłodawca projektu „Etykiety dla Polskich Winnic”. Od 15. roku życia związany z gastronomią, która miała być chwilowym zainteresowaniem, a jako świadomy wybór została w jego życiu na stałe. W swojej pracy, poza winem, skupia się także na szkoleniach zespołów w restauracji. Członek jury Sommelierskiego Grand Prix Dolnego Śląska, szczególnie zainteresowany komunikacją wina, jego rolą w społeczeństwie i na scenie gastronomicznej. Prywatnie posiadacz niezliczonej ilości sierści dzięki trzem mieszkającym z nim psiakom.

Opublikuj komentarz

Używamy plików cookie do personalizowania treści i reklam, udostępniania funkcji mediów społecznościowych i analizowania naszego ruchu. Zbierane dane są anonimowe. Dowiedz się więcej
ZAAKCEPTUJ