Czarne, czarne negroamaro

Każde dziecko wie, że Grecy skolonizowali tysiące lat temu południową Italię. Ale nie każdy ma świadomość, że z tamtych czasów przetrwały do dzisiaj nie tylko ruiny Paestum i prawo Pitagorasa, ale i najprawdziwsi Grecy.

Tak przynajmniej chce jedna z hipotez dotycząca pochodzenia Italogreków, którzy żyją dziś w dwóch oddalonych od siebie enklawach – na czubie włoskiego buta (w Kalabrii) i na obcasie (w Salento). Łącznie jest ich już zaledwie 20 tys., ale żywotność ich kultury i języka na przestrzeni ostatnich stuleci (a może i tysiącleci) wydaje się fascynująca. Posługują się językiem griko, który zawiera w sobie elementy dialektu doryckiego. Stąd przypuszczenie, że pojawili się w Italii jeszcze za czasów Magna Graecia.

Druga hipoteza głosi, że są to potomkowie Greków przybyłych tam w średniowieczu i po upadku Konstantynopola. Ta nie jest już tak fascynująca, ale może prawda, jak to czasem bywa, leży okrakiem na pozornie przeciwległych biegunach i antyczna społeczność Italogreków najzwyczajniej asymilowała kolejne fale przybyszów z Grecji. Tak czy siak, griko w średniowieczu rozbrzmiewało w Apulii i Kalabrii na równi z włoskim, tworząc ciężki do wyobrażenia sobie dzisiaj miks. Do naszych czasów pozostała po nim garstka gównie starszych ludzi, którzy gdzieś w małych domkach górskich wiosek Salento, widząc w telewizji polityków, przeklinają po grecku.

Nic dziwnego, że są tacy, którzy w najważniejszej odmianie półwyspu – negroamaro – chcieliby widzieć pozostałość po greckich kolonizatorach, najlepiej pochodzącą ze starożytnej Grecji.

Istotnie, jest to jedna z najstarszych europejskich odmian, wspominana już w VII w., ale naukowo nie da się wykazać jej greckich źródeł. Badania DNA są bezlitosne dla legend o greckim pochodzeniu włoskich szczepów – w dzisiejszej Grecji nie ma żadnej odmiany, której kod genetyczny greco, grecanico czy grechetto. Nie ma też żadnej, która przypominałaby negroamaro. 

Co innego nazwa. Tu nie ma już pewności, że Grecy nie maczali w niej palców. Na pozór wszystko jest proste: negro to w łacinie czarny, a amaro – gorzki po włosku. Rozwiązanie nasuwa się samo. Ale jest jest też hipoteza, która głosi, że druga część nazwy pochodzi od mavro, co po grecku oznacza… czarny. Zamiast włoskiego czarno-gorzkiego, mielibyśmy w tym drugim przypadku kosmpolitycznego czarnego-czarnego. Autorom Wine Grapes to drugie rozwiązanie wydaje się mało logiczne, ale kto powiedział, że nazewnictwem odmian rządziła przed wiekami logika.

Założyciel Kanału 750, dziennikarz winiarski związany przez lata z magazynem Ferment i portalem Winicjatywa. Sędzia polskich i międzynarodowych konkursów winiarskich. Certyfikowany edukator Wines of Portugal oraz Spanish Wine Specialist. Pisze o winie i jego związkach z jedzeniem, kulturą i ekonomią od ponad 10 lat. Właściciel agencji PR Bardzo Kontent, podróżnik, autor reportaży, felietonów i poradników.

Opublikuj komentarz

Używamy plików cookie do personalizowania treści i reklam, udostępniania funkcji mediów społecznościowych i analizowania naszego ruchu. Zbierane dane są anonimowe. Dowiedz się więcej
ZAAKCEPTUJ